rodzinny-everest-nad_wpisem.jpg

Rodzinny Mount Everest, czyli jak zdobyć zaufanie nastolatka

Aneta Sieradzka-Piędel
10-02-2022
6 minut czytania
O podstawach budowania zaufania między rodzicem a dzieckiem mogli Państwo przeczytać jakiś czas temu w artykule Zaufać – jak to łatwo powiedzieć. Nie da się jednak ukryć, że okres nastoletni to czas szczególnego testowania tego zaufania. W rodzinach często słyszy się, że nic nie może się równać z życiem z nastolatkiem pod jednym dachem! Że stworzenie zdrowej relacji z młodym buntownikiem jest jak wejście na najwyższy szczyt, i to zimą! Dlaczego to takie trudne?

Okres nastoletni to ogromne zmiany, nie tylko dla dzieci, lecz także dla rodziców. Ci ostatni muszą zaakceptować fakt, że prawie dorosły człowiek powoli oddziela się od rodziny i idzie własną drogą. To szczególny czas, w którym zdobycie zaufania dziecka wymaga… okazania zaufania jemu! Na tym etapie jako rodzice tracimy argument: „Jest jeszcze mały, dla jego dobra decyduję za niego”. Pomyślmy więc, jak odnaleźć się na tak niestabilnym gruncie i jak rozmawiać z dzieckiem, żeby zdobyć ten rodzinny Mount Everest.

Nadopiekuńczość czy kontrola?

Jednym z zadań rozwojowych nastolatka jest wytworzenie zdrowej autonomii i samodzielności. To niezbędne do zbudowania własnej tożsamości. Czasami rodzicom trudno zaakceptować fakt, że dziecko wymyka im się z rąk. Że staje się inne niż oni i ich oczekiwania i że niewiele mogą z tym zrobić. Dodatkowo często czujemy lęk w związku z zewnętrznymi zagrożeniami. Trudno tak po prostu wypuścić dziecko w ten „straszny świat”.

Czasami, pogubieni i nieświadomi, decydujemy się na zwiększenie kontroli. Próbujemy zatrzymać nastolatka przy sobie zakazami. Innym sposobem na kontrolowanie, bardziej subtelnym, ale przynoszącym wiele szkód psychice dziecka, jest nadopiekuńczość. Zasłanianie własnych lęków słowami: „To dla twojego dobra” czy „Bo się o ciebie troszczę”, na nic się zda. Dodatkowo takie postępowanie często wzbudza u dzieci poczucie winy, a to z kolei znacznie obniża ich poczucie własnej wartości. Rodzicielskie próby podejmowania nagłej kontroli czy nadopiekuńczość wobec nastolatków mogą w efekcie hamować ich rozwój, bo zakłócają kluczowe dla nich procesy rozwijania własnej autonomii. Jak więc sprawić, by ta rodzicielska kontrola miała formę ochrony dziecka, a nie zabezpieczenia przed lękiem nas samych?

Granice

Odpowiedzią są zdrowe granice! Nawet niedoskonałe ich stawianie jest lepsze niż brak granic. Dziecko potrzebuje jasnych granic i zasad postępowania. Nie tylko po to, aby ich grzecznie przestrzegać, lecz także po to, by móc się na nie pozłościć! Proces złoszczenia się na określone zakazy i nakazy, przeżywanie frustracji z powodu, często wybujałych, nastoletnich potrzeb to bardzo ważny element poznawania siebie! Dzięki temu dziecko ma szanse nauczyć się, co jest dla niego ważne, jak to jest, gdy nie może czegoś otrzymać lub przez swoje błędy coś traci. Granice stawiane w atmosferze miłości i akceptacji uczą samodyscypliny i dają poczucie bezpieczeństwa, umożliwiając przewidzenie konsekwencji swoich działań.

Skoro mówimy o konsekwencjach, warto zaznaczyć, że konsekwentni muszą być też rodzice! Jeżeli ustalamy jakieś zasady, to się ich trzymajmy. Przykładowo: jeśli damy nastolatkowi zakaz używania telefonu przy stole, powinniśmy sami się do niego stosować, gdyż głównym jego celem jest chęć spędzania czasu razem! Dzięki konsekwentnemu przestrzeganiu zasad unikniemy też powtarzających się prób testowania granic i naszej wytrzymałości.

Jeżeli zmieniamy zasady, to wytłumaczmy wcześniej dlaczego lub przyznajmy się do błędu. O ile w przypadku młodszych dzieci samo zakazywanie może się obejść bez jawnego buntu, o tyle nastolatek wymaga od rodziców pełnych wyjaśnień i szczerości. Argumentujmy wprowadzane zasady. Okres nastoletni to czas, kiedy część zasad obowiązujących w domu powinniśmy ustalić wspólnie (zasada, że każdy sprząta swój pokój, jest okej, ale niech dziecko samo wybierze dzień, kiedy to zrobi). Dając nastolatkowi wybór i namiastkę wolności, okazujemy mu zaufanie i uczymy go podejmowania decyzji. Pamiętajmy o ustaleniu konsekwencji za niewykonanie zadania!

Jak rozmawiać

Rozmowa jest podstawowym elementem budowania zaufania między rodzicem a dorastającym dzieckiem. Powinna przebiegać w bezpiecznej atmosferze. Zadbajmy o jej warunki – nie zajmujmy się wtedy niczym innym, utrzymujmy z nastolatkiem kontakt wzrokowy, pokażmy, że cali jesteśmy dla niego i realnie go słuchamy. Jeżeli w danej chwili nie możemy stworzyć odpowiednich warunków, to w ramach nauki stawiania zdrowych granic powiedzmy szczerze, że to nie jest dobry czas, i umówmy się na konkretną godzinę, kiedy wrócimy do rozmowy.

Gdy już do rozmowy dojdzie, pamiętajmy o kilku zasadach:

Róbmy burze mózgów – wspólnie szukajmy rozwiązań, zamiast pouczać i radzić. Nawet najmądrzejsze rady rodziców mogą nie zostać przyjęte tylko dlatego, że za nimi ukryty jest przekaz: „Ja wiem lepiej, co jest dla ciebie dobre”. Unikajmy moralizowania i oceniania.

Bądźmy szczerzy i otwarci – nie bójmy się mówić o swoich negatywnych emocjach. O tym, jakie zachowania nas złoszczą, nie tylko o tym, jak bardzo się martwimy. Nastolatka należy traktować jak partnera w rozmowie.

Dawajmy przestrzeń do mówienia, do kończenia zdania – realnie słuchajmy i to okazujmy. Potakujmy, mówmy: „Rozumiem” lub „Nie rozumiem, wytłumacz mi to jeszcze raz”. Można używać parafrazy – swoimi słowami powtarzać usłyszaną treść („Złościsz się na mnie dlatego, że nie możesz zrobić w pełni tego, czego chcesz. Czy dobrze zrozumiałam?”).

Zadawajmy pytania otwarte – „Jak…?”, „Gdzie…?”, „Co masz na myśli?”. Zachęcą one dziecko do szerszej wypowiedzi, dzięki czemu lepiej zrozumiemy sytuację. Będziemy mieć wówczas szansę na rozmowę a nie przesłuchanie. Pytania zamknięte, zaczynające się od „Czy…?”, mogą skończyć się krótkim „tak” lub „nie”.

Nie czytajmy w myślach – trzymajmy się usłyszanych faktów, a nie swoich interpretacji. Wykluczone są wypowiedzi w stylu: „I tak wiem, co powiesz”.

Stosujmy komunikaty „ja” – zamiast: „Wkurzasz mnie”, powiedzmy: „Wkurzam SIĘ, bo…”. Nazywajmy swoje uczucia i swoje poglądy (nie: „Zawiodłeś mnie”, ale: „Czuję się rozczarowany”).

Normalizujmy emocje w trudnych momentach – „Pewnie też czułbym się źle”, „Rozumiem, że możesz się tak czuć”, „Twoje uczucia są adekwatne”.

Okazujmy realną chęć poznania własnego dziecka – spróbujmy dostrzec, jakie faktycznie jest nasze dziecko, a nie stale przeżywajmy, że nie jest takie, jak oczekiwaliśmy. Pytajmy je, co lubi, czym się interesuje, z kim i jak spędza czas. Może odważymy się uczestniczyć w czymś, co je pasjonuje, np. razem obejrzymy jego ulubiony serial?

Doceniajmy – zauważmy starania, jakie dziecko wkłada w naukę, a nie tylko jego oceny. Dostrzeżmy i doceńmy (na głos!), że ten jeden raz w ciągu dnia odpowiedziało nam na pytanie, nie krzycząc :). Człowiek powtarza chętniej to, co jest przyjemne, sprawmy więc, by kontakt z nami, rodzicami, jak najczęściej był wolny od NASZYCH negatywnych emocji i słów.

Nie odbierajmy wszystkich przywilejów. Motywujmy – zdecydowanie lepiej sprawdza się komunikat: „Jeśli wypełnisz dzisiejsze obowiązki, to dołożę ci dyszkę do gry, na której ci zależy”, niż: „Jeśli nie wypełnisz dzisiejszych obowiązków, to możesz zapomnieć o grze!”.

I na zakończenie najważniejsza zasada – nie bierz do siebie krzywdzących słów dziecka. „Nie kocham cię” czy „Nienawidzę cię” czasami kryją za sobą ważne emocje, których nie można bagatelizować i którym trzeba się przyjrzeć. Ale w większości przypadków słowa te mówią o niezaspokojonych potrzebach (akceptacji? zrozumienia?), i to na nie powinniśmy odpowiedzieć – „Rozumiem, że teraz możesz tak czuć. Wiedz, że ja ciebie kocham”.

Powodzenia!

Ta strona używa plików cookie zgodnie z opisaną polityką wykorzystywania plików cookie. Korzystanie z naszych serwisów bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza, że wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookie.